Pijak odmówił stoczenia się do rowu
„Nie stoczę się i już”, kategorycznie stwierdził Grzegorz Szymczyk, mieszkaniec Piszczyna. „Staczał się mój ojciec, dziadek, nawet babcia przysiadała na brzeżku. Koniec tego dobrego! Albo władza zadba o rów, albo nie i już”, zakończył pan Grzegorz. Chwiejnym krokiem oddalił się w stronę parku i usiadł na ławeczce.
Rów, do którego nie chciał stoczyć się Szymczyk. |
„Jest nieodpowiedzialny! Jest nie dość pijany, by się stoczyć”, zauważył cierpko jeden z organizatorów miejscowego, dorocznego Święta Rowu. „Co on pije!? Czy ktoś to sprawdza? Jak sam go nie przypilnuję, to tak to się właśnie kończy! Jeszcze nam tu gotów wytrzeźwieć. Przecież na próbie generalnej poszło mu tak dobrze. Wiem, na co go stać!”, wykrzykiwał do zebranych wokół piszczyńskiego rowu, zaniepokojonych mieszkańców.
Głos zabrał kierownik ekipy melioracyjnej: „On się już stawiał w zeszłym roku. Zhardział, skubany. Od wiosny robimy wszystko, by rów był czysty. Sprzątaczka odkurza go codziennie, a nawet wyciera na mokro. Niedługo Szymczyk zażąda, byśmy mu wyłożyli rów kafelkami!”, narzekał głośno. „Tak nie może być! Czas rozpoczynać zawody. Zjechali już wszyscy mistrzowie świata z okolicy. Z Pszczynawy, Siemiernic, Pasiuchy, a nawet z Siupawy. Trzeci dzień się aklimatyzują. Szymczyk musi stoczyć się do rowu jeszcze dzisiaj, a najpóźniej jutro, nie ma rady!”
Kiedy bezradni organizatorzy rozeszli się na noc do domów, mediacji z Szymczykiem podjęli się wszyscy przybyli mistrzowie. Nad ranem, gdy mieszkańcy zeszli się z powrotem, Szymczyk leżał w rowie jak co roku.
|