Krótka historia T-shirta

Ubierając popularną koszulkę typu T-shirt, mało kto dzisiaj zdaje sobie sprawę, jakiego nakładu pracy i środków pieniężnych wymagało dopracowanie jej kształtu. Wkładając rękawy, nie uświadamiamy sobie, że jeszcze pięćdziesiąt lat temu operacja ta wymagała dużej sprawności fizycznej i nie rzadko kończyła się kontuzją. Szczególne trudności wiązały się z umieszczeniem w rękawie prawej ręki, która wyginając się pod nienaturalnym kątem na całej swej długości wypełniała półkolisty łuk p-shirta. Na szczęście lewa ręka po prostu zwisała ku dołowi.

„W tym czasie cierpieliśmy dosłownie wszyscy. Czego jednak się nie zrobi, żeby być modnym i spodobać się dziewczynie”, wspomina Dave Burton z pokolenia rockandrollowców. „Kiedy weszły p-shirty, czuliśmy, że nadchodzi nowa era ubioru, choć wiele rzeczy trzeba było jeszcze na pewno dopracować, poprawić tu i tam. Szczególnie nie pasował nam ten prawy rękaw. Ręka bolała jak cholera. Zamiast witać się normalnie, robiliśmy to łokciami”, wspomina Dave.

Wynalazca i główny producent T-shirtów, firma Shirt z Londynu, poszukiwała ostatecznego kształtu swojego produktu przez całe dziesięć lat. Wprawdzie produkcja p-shirtów spowodowała wzrost sprzedaży aż o 500% w stosunku do poprzedniego faworyta: w-shirtu, jednak nie zaspokajało to ambicji firmy. Trwało intensywne szukanie nowego wzorca.

Litera „T"


Okres ten wspomina jeden z projektantów firmy, Jim Trade: „Pracowaliśmy bardzo prężnie. Poszukiwanie nowych kształtów, testowanie rynku, wszystko to sprawiało, że prawie nie sypialiśmy i chodziliśmy jak nakręceni. Atmosfera była tak napięta, że wystarczył cichy odgłos prującej się garderoby, żeby ktoś wybuchnął”, opowiada Jim. „Krzyczeliśmy na siebie nawzajem, często nie przebierając w słowach. Piłem ogromne ilości kawy. Myślę, że błędem tamtych czasów było branie się za cyfry i alfabet hebrajski. Straciliśmy na to mnóstwo czasu i środków na reklamę. Kto wie, ile jeszcze moglibyśmy tkwić w tej ślepej uliczce, gdybym przy liczbie 10400 nie przekonał wszystkich do ponownego wypróbowania małych liter”.

Jim Trade opowiedział, jak to po krótkiej przygodzie z wprowadzeniem na rynek słowiański koszulek typu ę-shirt i ł-shirt, skupił się na literze „t”. Po licznych próbach i wielomiesięcznych konsultacjach ze specjalistami od liternictwa, a także ze swoim nazwiskologiem, wpadł wreszcie na ostateczny kształt i świat poznał T-shirta. To był przełom, prawie tak wielki, jak późniejszy pomysł wypuszczania koszulek na wierzch spodni.

 

 

 
     
Pingwiny nie istnieją, twierdzi prof. Mathew Evans w swojej najnowszej książce o Afryce
Przywódcy Solidarności, Jaruzelski
i Kiszczak, opowiadają, jak podsadzali Wałęsę na mur Stoczni Gdańskiej
Krótka historia T-shirta
Człowiek ze spadochronem obudzony w supermarkecie

 

 

 

 
redakcja kontakt © Copyright Nowy Pompon. All rights reserved.