Masakra w Starym Sączu
Gdyby na starosądeckim rynku zebrało się kilkanaście tysięcy osób, gdyby zostali otoczeni przez uzbrojonych policjantów i gdyby, nie daj Boże, doszło do starć, mogłoby się to skończyć potworną masakrą", zauważył Jan Pustelak, rolnik z Barcic, wioski leżącej nieopodal Starego Sącza.
"W całej historii tego miasta nigdy mu taka sytuacja nie zagrażała", powiedział historyk Krzysztof Paczyński. "W ogóle skąd ten pomysł, jakie zamieszki, dlaczego akurat w Starym Sączu? To się kupy nie trzyma, Stary Sącz to wyjątkowo spokojne miasteczko", zapewniał Paczyński.
Zagadnięty w tej sprawie komendant małopolskiej policji, Jan Pierzchała oświadczył, że oddziały, którymi dowodzi, są doskonale wyposażone i jak tylko zajdzie taka potrzeba, potrafią użyć siły w każdym miejscu i każdej sytuacji. "Na pierwszy sygnał wskakujemy w transportery i jedziemy. Jak trzeba będzie, to rozniesiemy Stary Sącz na strzępy, nikt się nie uratuje", zapewnił Pierzchała.
Tymczasem w Starym Sączu życie płynie normalnie, a mieszkańcy sumiennie dzień po dniu wypełniają przynależne im obowiązki – chodzą do pracy i kościoła, pobierają się, wychowują dzieci. "Masakra, masakra. To by była masakra, jakiej świat nie widział", powtarza wciąż przerażony Jan Pustelak.
|